środa, 14 maja 2014

Czas na replay

Jak już wspominałam Matka Polka ze mnie żadna, choć ciąża i dziecko to było moje największe marzenie. Nie umiem się bez reszty poświęcić, lubię trochę poleniuchować.
Zu śpi więc leniuchuję. Przyszłam z pracy, jem obiad i pykam pilotem w stronę ekranu.
Trafiam na taki program o rodzinach. I taki obrazek widzę. Kuchnia, mama z rocznym brzdącem. Tata się kręci. Rodzina jak rodzina myślę. Za chwilę do kuchni wbiega dwoje starszych dzieci, na oko 4,5 letnich. Nooo, myślę ale mama ma urwanie głowy z nimi pewnie. Za chwilę dołącza gromadka 5 czy 6 dzieciaków. Na koniec naliczyłam 11. Nie dowierzam, że ta mama jeszcze jakoś funkcjonuje. A potem widzę tą gromadę przy wspólnym stole, śmiech, mama opowiada, że już się nie może doczekać ile będzie miała wnuków. A ja oglądam i mięknę. Ciężko mają ale jak wspaniale przy okazji. Ta kobieta, która poświęciła się w całości rodzinie 11 razy słyszała po raz pierwszy słowo "mama", 11 razy cieszyła się z pierwszych kroków. Pod koniec zaczęłam jej zazdrościć i wyobraziłam sobie, że co jak co ale samotność na starość jej nie grozi. Program się kończy, Zuzia nadal śpi więc pykam pilotem dalej.
Kolejny program. Kobieta w ciąży, w szpitalu, niewątpliwie trafiłam na kolejny program o porodach, dzieciach itp. Chwilę patrzę. Jakaś cesarka. Kiedy już na ekranie pojawia się dziecko, całkiem nowiutki człowieczek, oczy mi się dziwnie pocą a w brzuchu telepie się jakiś motyl.
I w rezultacie jestem gotowa zrezygnować z tych ledwo co odzyskanych chwil dla siebie odkąd Zuzia stała się bardzo wyrozumiałą dwulatką z "własnym życiem". Jestem w stanie poświęcić nawet mój kawałek podłogi w sypialni żeby wstawić tam kolejne dziecięce łóżeczko. Teraz, zaraz, najlepiej już jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz