wtorek, 12 sierpnia 2014

O tym jak moja konsekwencja przyniosła więcej szkody niż pożytku

Dzień jak każdy inny, prawie... leje, my z Zu samiuteńkie w domu, mały gad nie zjadł wcale śniadania, w perspektywie mój jutrzejszy egzamin (stres jak cholera) i jeszcze trzeba wyjść do bankomatu po kasę. Nic to, przewietrzymy się, zdystansujemy, będzie dobrze. Wyszykowane pakujemy się do wózka, folia od deszczu również, możemy jechać... a guzik możemy. Gdzie są nasze klucze???? Spokojnie, przecież wczoraj jakoś do domu dotarłam, drzwi otworzyłam, gdzieś są, tylko ich aktualnie nie możemy zlokalizować.
Przeszukujemy dom systemowo, najpierw miejsca oczywiste. Dla Zu oczywiste jest, że maminych kluczy należy szukać głęboko w szafie pod ubraniami. Ale w sumie czemu nie skoro z czasem matka zaczyna szukać kluczy w koszu na śmieci i w lodówce. Ciągła paplanina Zu mi nie pomaga.
-Mamusiu, cio jobiś?, Ciemu nie maś kuci?Gubiłaś? Ciemu tak siedziś? (Ja: Muszę pomyśleć.) Ciemu już tałaś? Dzie idzieś? Idziemy juś komatu?Dzie dzioniś? Tatusia? Tatuś nie ma kuci? Dzie tejaś dzioniś?Mowiłaś babą? Baba ziajaś tu pijdzie? Ciemu paciś kosiu?Maaamooo chcie pjecielki!!!!
Nie wytrzymałam: "Nie dostaniesz żadnych precelków!!!! Za takie śniadanie jak dziś było zjedzone nie dostaniesz nawet jednego!!! Sama wszystkie zjem!!!" A spryciula na to: "Mamo, ciebie od pjeciejkow boli buch"...wrrr
Olewam i szukam dalej "kjuci". W końcu się poddaję i czekam aż babcia nam jednak przyniesie i klucze i kasę. Zaopatrzona w fundusze nie muszę już nigdzie wychodzić, postanawiam więc w ramach rozrywki rozpocząć ostatni etap poszukiwań, czyli miejsca na tyle niezwykłe, że takie szukanie to już tylko w ramach zabicia czasu. SĄ, naprawdę SĄ. Po dwóch godzinach poszukiwań znalazłam.... w torebce z precelkami, o ironio... Wiem nawet skąd się tam wzięły. Cały dzień nosiłam te otwarte precelki w torbie, klucze wrzuciłam do torby i voila...
Gdybym nie była taką zołzą, gdybym czasem zrezygnowała z żelaznych zasad to dałabym dzieciakowi tego cholernego precelka i już godzinę temu przestałabym latać po domu jak wariatka, z ciągnącym się za mną paplającym ogonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz