Każdy przyszły rodzic nosi w sobie wizję. No może nie każdy, myślę, że tatusiowie wolą spontaniczne rodzicielstwo. Matki natomiast, przez 9 miesięcy ciąży pielęgnują w sobie różne myśli, postanowienia, obietnice związane z macierzyństwem i wychowywaniem dziecka. Często te myśli oscylują pomiędzy: "W życiu nie będę.... tak jak moja mama" i "Z moim dzieckiem będę.... tak jak moja mama ze mną".
Dwa lata temu też miałam nakreśloną jakąś wizję macierzyństwa. W początkach ciąży planowałam jak postępować będę z noworodkiem i niemowlakiem. Skupiłam się na technikach karmienia, przewijania, noszenia itp. i wydawało mi się, że ten ogrom wiedzy mnie przerasta. Wyobrażałam sobie pierwszy dzień z takim stworzonkiem malutkim i siebie nad nim próbującą sobie przypomnieć, którą ręką gdzie mam złapać i jaki ruch wykonać. No i czy będę pamiętać o wszystkim co z pielęgnacją jest związane. To były problemy najwyższej wagi. Gdy po porodzie okazało się, że to wszystko robi się właściwie samo nadszedł moment poważniejszej refleksji.
Oto jest, jakby nie było, człowiek. Miniaturowy, ale zawsze człowiek. Człowiek będzie rósł, mądrzał, uczył się, czerpał wzorce... rany, czerpał wzorce. Z kogo jak nie z nas, rodziców? Kto mu będzie wpajał zasady jak nie my rodzice? I wtedy właśnie mnie olśniło jak wielka odpowiedzialność na nas spoczywa, odpowiedzialność za wychowanie człowieka. Patrząc na takie maleństwo nie myśli się o tym, że będzie to kiedyś uczeń, student, pracownik, rodzic, obywatel. To wydaje się takie odległe, nierzeczywiste.
Gdy mnie już olśniło zaczęłam planować tą moją wielką misję. Początkowo bardzo szczegółowo i rygorystycznie. I byłam sfrustrowana gdy inni nie wpasowywali się w mój plan.
Konsekwencja, konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja. To było moje motto i nie uznawałam żadnych odstępstw. Ja byłam konsekwentna i inni też mieli być. Ale nie byli. Tu nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Dowiedziałam się, że babcie nie są konsekwentne, nawet jeśli wcześniej były konsekwentnymi mamami. Już widziałam moje dziecko jako rozwydrzonego bachora mającego za nic wszelkie zasady i to z winy babci właśnie. Tata też grzeszył nie raz przeciw konsekwencji. Okazuje się, że nie stała się żadna tragedia. Zasady są i są przestrzegane ale nie ma głupiego upierania się na pewne rzeczy wbrew sobie. Teraz mamy jedną najważniejszą zasadę. Zu ma być szczęśliwym człowiekiem. Ma wstawać rano z uśmiechem i iść z tym uśmiechem spać. Ma mieć w nas wsparcie, uczyć się każdego dnia miłości i empatii, ma się czuć bezpiecznie. Wszystko inne jest też ważne ale nie jestem w stanie wszystkiego zaplanować, teraz już to wiem.
Czy dobrze robię pewne rzeczy? Nikt mi tego nie podpowie, nikt nie nauczy. Moja mama sama przyznaje, że ja byłam innym dzieckiem i że z Zu kompletnie inaczej się postępuje. To dla niej też było swego rodzaju przebudzenie bo mając jedną, jedyną córkę nie zdawała sobie sprawy jak różne mogą być dzieci. I żadnej mamie nikt takiego szkolenia nie zrobi, pozostaje mieć nadzieję, ze będąc uczciwym, kochającym rodzicem wychowa się również uczciwego i kochającego człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz